Pamiętam dobrze stary dworzec w Trzebini, niby był duży w tamtej skali, ale teraz wygląda jak mała chatka. Przyglądam mu się z lekkim sentymentem i trochę za nim tęsknię. Zlizuję resztki smaku dworcowej Pizza Hut, dopijam zimną kawę ze Starbucksa, patrzę co jutro w Multikinie. Jadąc luksusowym naziemnym pociągiem już po 2 minutach mijam Jezioro Chechło. Pół dzieciństwa tu spędziłem. Pamiętam jak ludzie przeklinali ten czerwony żur, w którym nie wiedzieć czemu znajdowałem małże. Tyle lat plucia na złoto. Jakiś początkujący właśnie wywrócił się na wakeboardzie i zatrzymali wyciąg. Muszę kiedyś tego spróbować. Patrzę na imponujący zarówno pod względem rozmiaru jak i architektury hotel Ireny Eris dominujący wśród pozostałych i rozmyślam o tym jaki los jest przewrotny. Ale nasza woda torfowa nie stała by się światowym hitem gdyby nie cała historia, która wydarzyła się wcześniej w latach dwudziestych. Spory trwają do dziś czyj to był pomysł, ale plotki mówiły że ówcześni burmistrzowie Robert i Jarek po prostu rozmawiali w sytuacji wysoce procentowej. Nie ważne jak, ale liczy się efekt.
Mijam stację Stare Centrum zbudowaną na szczątkach dawnego PKS Chrzanów. Niby samo szkło, ale rozmach budowli robi zawsze wrażenie. Ładnie też komponuje się z biurowcami w tle. Miałem stąd jechać ruchomym chodnikiem do rynku, ale przejażdżka nad dachami chrzanowskiego centrum wiecznie mnie kusi swoim urokiem więc postanowiłem wysiąść dopiero na stacji PARK. Spacerując urokliwymi alejkami przyglądam się niezliczonym seniorom grającym w bule. Jakiś szał z tymi bulami, na każdym trawniku całe ekipy grają sobie w kulki. Też jestem seniorem, ale w bule nie gram, wolę narty na naszym stoku. W rynku jak zwykle tłumy i znaleźć wolne miejsce w restauracji graniczy z cudem. U Gesslerowej jest wolne miejsce, ale nie mam ochoty na dziczyznę, a widzę że się właśnie zwolnił stolik u Amaro. Drogo, to fakt, ale dziś jest szczególny dzień. Zamawiam ten ich zestaw cudów i wsłuchuję się w otaczające mnie dialogi próbując rozróżniać języki i zgadywać o czym rozmawiają otaczający mnie ewidentni turyści. Kiedyś w tym miejscu była piwiarnia i ławeczki, ech… Ale teraz jest lepiej. Pamiętam referendum i te lokalne kłótnie, to przywiązanie do nazw itd. Ale jakoś poszło. Boom, który powstał po połączeniu zaskoczył wszystkich. To była nowa nadzieja, nowy porządek, nowy świat.
Kelnerka, zapewne studentka lokalnej ASP, rozmarzona i emocjonalna, delikatnie maluje mój posiłek na pachnącym obrusie. Nawet nie wiem co jem, ale jest przepyszne i intensywne. Tak to już jest, że gwiazdki Michelin nie dają za nic. I pomyśleć, że w takim Chrzanówku, w którym kiedyś się nic nie działo, jest teraz taki przepych.
Zaczęło się od tego, że ówcześni burmistrzowie wymyślili, że połączą dwa miasta: Trzebinię i Chrzanów i stworzą nowe z centrum pośrodku. Z byłych miast utworzone zostały dzielnice, żeby pozostawić w użyciu ich nazwy, a powstałe miasto otrzymało zupełnie nową. Oczywiście był pewien problem bo jak nazwać nowe miasto? Trzebrzanów czy Chrzabinia? Miało się odbyć nawet referendum, ale finalnie zdecydował słynny przypadek. Otóż podczas burzliwej debaty burmistrzów jeden z nich, choć do dzisiaj nie wiadomo który, ponoć niechcący potrącił wiszące na ścianie logo Chrzanowa, które oderwało się od górnych zaczepów i spadło obracając się do góry nogami. Burmistrzowie przyjrzeli się mu, popatrzyli na siebie i jednocześnie powiedzieli „to jest fajne”. „I takie pogodne” dodał jeden z nich, ale do dziś nie wiadomo który. I ponoć od tego pogodnego logo wziął się pomysł, żeby miasto nazwać POGODNO. Nazwa została o dziwo bardzo dobrze przyjęta przez większość mieszkańców, a nawet zgodzono się użyć tego odwróconego do góry nogami starego logo Chrzanowa. Połączenie miast stało się faktem. Niespodziewanie stało się też nie lada sensacją na skalę światową, którą zainteresowało się bardzo wielu inwestorów. I z tego co wiem ten cały „eksperyment” urbanistyczny jest teraz opisywany w wielu opracowaniach naukowych.
Zamyślony nie zauważyłem, że już dawno zjadłem, a za moment muszę być pod operą w Młoszowej. Nie lubię opery, ale zostałem zaproszony przez organizatorów POGODNO Fashion Week, dla których robiłem wiele filmów i po prostu chcę się z nimi zobaczyć. Łapię elektryczną rikszę i podjeżdżam pod stację kolejki. Na szczęście jeżdżą non stop. Mijam kotlinę Pogodno czyli teren pod Osadnikiem, gdzie mieści się teraz największe w Polsce centrum kasyn wraz z hotelami i parkiem rozrywki. Z jednej strony kotlina ogrodzona jest biurowcami mieszczącymi razem wszelkie możliwe urzędy, a z drugiej strony dumą naszego miasta czyli ośnieżonym i zadaszonym stokiem narciarskim rozciągającym się na górze Osadnik. Na szczycie błyszczą w słońcu fotowoltaiczne dachy spektakularnego osiedla apartamentowców wyglądającego jak szczyty górskie. Niesamowita wizja architektoniczna. Wygląda to jak dorobiony kawałek góry, w którym się mieszka. W nocy to miejsce nabiera niesamowitego klimatu. Ale ponoć tam na górze bardzo wieje. Wszystko to oplecione jest legendarną już największą na świecie kolejką górską, której trasa przez moment biegnie wzdłuż autostrady i trasy kolei naziemnej, którą jadę. Wszystko jest tak zsynchronizowane, że przez moment auta na autostradzie, kolejka górska i kolejka naziemna ścigają się jakby na prostej przez 400 metrów z prędkością 140 km/h. Jechałem, doświadczyłem, polecam każdemu, choć trzeba uważać przy słabych nerwach. Patrząc na to miejsce odświeżają mi się wspomnienia budowli tego całego centrum. Czasy były dziwne, ledwo świat opanował pandemię koronawirusa, a inwestorzy nie wiedzieli w co ulokować kapitał. Nagle wizja powstania nowego miasta, które można łatwo zbudować, przy użyciu dwóch istniejących stała się hitem. To było jak w Dubaju, w ciągu 5 lat powstało więcej budynków niż całej historii Chrzanowa i Trzebini łącznie. Pomysł budowy potężnych kasyn na miarę Las Vegas był kontrowersyjny, ale wypalił tak dobrze, że po Polsce krąży plotka jakoby prezydent Pogodno nawet nie wie na co już wydawać pieniądze z podatków. Ale tak nie jest. Mieliśmy to szczęście, że wszyscy kolejni prezydenci miasta byli wizjonerami. Zauważyli powstały swego rodzaju mikrokosmos i jego możliwości. Całe pieniądze z podatków inwestowali w dalszy rozwój miasta i co unikatowe w samorozwój i szczęście mieszkańców. Można powiedzieć, że wszyscy wzięli sobie nową nazwę do serca i misją społeczną stało się życie na „POGODNO”. W głośnikach szynobusu zabrzmiał ciepły głos zapamiętanej z naszej młodości Krystyny Czubównej oznajmiający przyjazd na stację Młoszowa- Opera.
Cały czas się boję, że czegoś nie zdążę… Wyczuwam to napięcie wewnątrz. Masażysta mówi, że to przyczepy, ale czym więcej wiem tym mniej rozumiem.
Jak odwrócisz się w lewo to nigdy nie wydarzy się to co by się wydarzyło jakbyś odwrócił się w prawo. Odwracam się.
Leje kawę, patrzę na termometr, patrzę na zegarek. Już nie pamiętam gdzie byłem na wakacjach. I tak tydzień za tygodniem…
Chyba już jestem gotowy. Mój mózg umiera od dnia urodzenia, a ja rzeźbię w nieskończoność te linijki. Jeśli ich nie zapiszę to znikną bezpowrotnie. Tysiące wersji i nigdy nie powstanie ta najlepsza.
Siedzę, leżę, stoję, myślę. Moja megalomania sięgnęła zenitu. Wiem, że jestem najmądrzejszy na świecie. Tak niewiele mam autorytetów i czuję się tak bardzo lepszy od innych. Ciągle myślę, że powinienem zmienić ten świat, znaleźć odpowiedź, której wszyscy szukają.
Dokonuję wyborów, ale tak naprawdę wcale ich nie mam. Dokonano ich dawno temu przez mieszankę neutrinów, fotonów i innych dziwnych pierdół, które stworzyły mój mikro kosmos, moje DNA, moją przestrzeń i moją świadomość. Ten ułamek wszechświata i czasu to ja. W jego skali mogę ledwie mrugnąć, ale właśnie tym mrugnięciem mogę wszystko zmienić. Urodziłem się jako biała karta, którą zapisano za pomocą wszelkich możliwych determinizmów. I teraz siedzę, leżę, stoję, myślę – jak mrugnąć najlepiej.
Jak wielki jest świat. Gdyby planety z układu słonecznego były tak widoczne jak księżyc, to czy ludzie częściej zdawaliby sobie sprawę, że mieszkają w wielkim kosmosie, a nie tylko w swojej chatce? Te miliardy gwiazd, a wokół nich tryliardy planet. Nie sposób nam dotrzeć do granicy galaktyki, a tych galaktyk jest kwadryliard. A wszystko to pośród jeszcze większej pustki. Wszechświat obecnie ma 93 miliardy lat świetlnych rozpiętości. Ile to jest jeden rok? Ile to jest sto lat? W tysiąc właściwie cała znana nam Polska od zera powstała. Milion lat? Nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić. 200 milionów lat temu byliśmy małpami, a 93 miliardy lat to właściwie… nie wiadomo ile to jest.
Jak mały jest świat. Składamy się z atomów, których nawet nie widać. Wszystko się z nich składa – nasze ciało, język, ślina, kości, choroba która nas bierze, sofa na której siedzimy, chleb, kapusta, jogurt, samochód, i powietrze którym oddychamy. Nie ma miejsca, w którym nie ma atomów. Jesteśmy jednym wielkim zbiorem atomów. One się ze sobą mieszają, tworzą różne stany skupienia, tworzą życie, a potem śmierć, ty umrzesz, a one dalej będą się mieszać.
Co jest w życiu ważne? Czy skala makro i odległości których nie możemy zmierzyć i definicje których nie potrafimy sobie wyobrazić? Czy skala mikro i jej nanocząsteczki i 10 tysięcy organizmów żywych mieszkających w każdym z nas? Czy może najważniejsza jest nasza skala, ludzka, wraz ze swoim niewiarygodnym rozwojem od małpy do istoty zastanawiającej się nad swoim istnieniem i potrafiącej odlecieć ze swojej planety?
Nie zobaczę całego świata i nie przeżyje wszystkich możliwych życiorysów, nawet nie przemyślę w ciągu życia całości znanego nam wszechświata. Ta myśl mnie przeraża. Uświadamia mi też, że nie da się ocenić świata, życia, a właściwie czegokolwiek jako całości. Można się tylko skupić na fragmentach.
Nieznani wandale namalowali ni to graffiti ni to obraz na ścianie Urzędu Miasta w Chrzanowie. Nawet bardzo skrupulatny przegląd monitoringu nie pozwolił odnaleźć sprawców. Jeśli ktoś może pomóc w namierzeniu chuligana prosimy o kontakt. Tymczasem nowo wybrany burmistrz ponoć obiecał, że już niedługo na ową ścianę powróci kultowy napis “WISŁA”, a może nawet pojawi się dopisek TS.
Cały powyższy akapit jest oczywiście nieprawdziwy, aby dowiedzieć się więcej zapraszam do przeczytania poniższego artykułu.
Jak rozpoznać Chrzanów?
Jakiś czas temu miałem zaszczyt wystąpić jako muzyk na Dniach Chrzanowa. Mieszkałem wówczas w Warszawie i chciałem zaprosić na koncert do Chrzanowa moich znajomych stamtąd. Utworzyłem posta na Facebook’u i dałem informację o koncercie. Potem pomyślałem, że przecież jak tu przyjadą to muszą gdzieś spać, a także przydałoby się, aby coś zobaczyli i dobrze zjedli. Hoteli może nie ma zbyt wiele, ale nasze położenie ma to do siebie, że w okolicy zawsze coś się znajdzie. Zjeść można, bo nawet Magda Gessler w Chrzanowie była, ale wybór restauracji jest mocno ograniczony. Dadzą sobie rady – uznałem. Ale co im pokazać? Z czego Chrzanów słynie? Natychmiastowe skojarzenie to Fablok, pierwsza fabryka lokomotyw w Polsce, z której w podstawówce byłem taki dumny. Tylko, że jej nie ma, nie ma również utrwalonego wspomnienia o niej, typu wystawa, muzeum czy park maszynowy (choć ponoć powstaje). Mogę więc im tylko powiedzieć, że te kultowe lokomotywy, które jeżdżą po całym świecie i nawet widać je w filmach o Afryce to nasze dziewczyny i chłopaki zrobili. Szukam dalej i przychodzi mi do głowy jedynie nasz przepiękny Park Etnograficzny w Wygiełzowie i zamek Lipowiec, oraz 2 lokalne muzea i park, a tak to pomyślałem o Trzebińskim Balatonie, Zabytkowej Kopalni Węgla w Katowicach, Dolinkach Krakowskich, Krakowie, Beskidach czy Pustyni Błędowskiej. Jakby się zastanowić to takich atrakcji w promieniu 1h drogi samochodem mamy całkiem sporo. Chrzanów jest więc idealną bazą wypadową. My mieszkańcy wiemy o tym wszyscy, wszędzie mamy blisko, do Krakowa czy do Katowic jeździmy jak do kolejnych dzielnic, na narty kiedy chcemy, nawet tylko na wieczór. Beskidy, Pieniny i Tatry, Jasne Góry, Kalwarie Zebrzydowskie, Wieliczki, Ojcowy i Szlak Orlich Gniazd, to wszystko mamy w niedalekim zasięgu, największy w Polsce park rozrywki miasto obok, najważniejsze w Polsce muzeum Oświęcim – miasto obok, a do tego autostrada łącząca nas z całym krajem i 2 lotniska! No właśnie, mamy to wszystko i warto byłoby wreszcie zrobić z tego użytek, no ale jak zachęcić ludzi do przyjazdu i co pokazać w samym Chrzanowie? Kiedy pytam nieznajomego o Chrzanów to 99 procent z nich odpowiada “moja babiczka pochazi z Chrzanowa”. Odpowiadam – “kurcze, a co z naszą pierwszą w Polsce Fabryką Lokomotyw?”. Coś w tym jest, że ta reklama stała się jedną z najbardziej zapamiętanych w historii Polski.
Może to sposób wypowiedzenia naszej nazwy przez aktora? Podkreślenie “rz” i akcent na pierwszą sylabę. A może towarzystwo języka czeskiego “moja babiczka pochazi z Chrzanowa” brzmi zabawnie? Powiedzmy: “moja babiczka pochazi z Krakowa”, “moja babiczka pochazi z Katowic”, “moja babiczka pochazi z Tychów”, “moja babiczka pochazi z Poręby Wielkiej”, no nie, to nie brzmi, za to “moja babiczka pochazi z Chrzanowa” brzmi jakoś tak dziwnie, że się to zapamiętuje. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że jako Chrzanów posiadamy markę, którą w głowie nosi każdy dorosły mieszkaniec Polski, tylko że akurat o niej nie pamięta. Przecież to marzenie każdej agencji reklamowej! Gotowa marka którą wystarczy tylko obudzić. Tylko pytanie czy to już marka czy tylko nazwa? Czy za słowem Chrzanów, nawet jeśli wszyscy je sobie przypomną jest coś więcej? Jeśli nagle jutro obudzimy tą markę to co ona będzie znaczyć i jak ją utrzymamy? Jeśli nagle wszyscy się do nas zjadą to co zrobią, gdzie pójdą, co zwiedzą i gdzie sobie zrobią zdjęcia?
Co więc zrobić, aby miasto było zapamiętywane, jak stworzyć markę CHRZANÓW?
Według mnie kluczowe są trzy sfery: WYDARZENIA, PRZESTRZEŃ, PAMIĄTKI.
Po pierwsze WYDARZENIA.
Po co mam przyjechać do Chrzanowa? Musi być jakiś powód wizyty poza rodzinnymi odwiedzinami. Do wielkich miast nie ma się co porównywać gdyż one mają zawsze jakieś atrakcje choćby ze względu na swój rozmiar. Jednak do małego Zatora masa ludzi przyjeżdża bo mają największy w Polsce park rozrywki, do Mrągowa zjeżdżają się fani country, Cieszyn odwiedzają wielbiciele kina festiwalowego, Otmuchów organizuje festiwal kwiatów, są nawet małe miejsca gdzie odbywają się np. konkursy w jedzeniu hamburgerów na czas. Te miasta mają to coś, co przyciąga bez względu na ich rozmiar i położenie. Nie mają one takiego potencjału w położeniu i w nazwie jaki dzięki “babiczce” ma Chrzanów, ale mają właśnie te wydarzenia bądź istniejące atrakcje turystyczne i rozrywkowe. Zastanówmy się więc co dzieje się u nas lub dziać by się mogło? Są Dni Chrzanowa, ale nawet duże gwiazdy już tak nie przyciągają ludzi gdyż grają wszędzie i nie trzeba daleko jechać, prędzej czy później ta gwiazda przyjedzie do nas. Ta impreza to bardziej nasze lokalne święto, na którym gościmy naszych sąsiadów z powiatu. Jest jedno wydarzenie, które niedawno przykuło moją uwagę i jest to KCH Enduro Dynamit. To wyścig motorów crossowych po niebywałej lokacji jaką jest teren kamieniołomu Wapiennik wraz z zabudowaniami. Nie jestem fanem motorów, ale ta impreza mnie po prostu zachwyciła i widzę w niej potencjał na skalę europejską. Jak poczytałem, impreza ta jest już uważana za najlepszy amatorski wyścig enduro w Polsce, a jego znakiem rozpoznawczym jest góra Jepetto (“Dżepetto” – jak to brzmi!). Kojarzy mi się to z nazwami legendarnych fal do surfingu, czy tras wspinaczkowych, które są bardziej znane od samej lokalizacji, w której się znajdują. Wydaje mi się, że przy dobrym wsparciu organizatorzy są w stanie wypromować swoją markę, a wraz z nią Chrzanów. I może przyjedzie kiedyś jakiś zawodnik Red Bulla i zrobi sztuczkę jakiej świat nie widział i już będziemy na widokówkach;)
Próbuję sobie przypomnieć jakieś inne wydarzenia, z których Chrzanów słynie nawet w jakiejś wąskiej społeczności, ale nic nie mogę znaleźć (jeśli z niewiedzy kogoś w tym momencie momencie obrażam to przepraszam i proszę o informację o takim wydarzeniu). Pomyślmy jakie mamy opcje. Skoro reklama piwa “Moja Babiczka” kojarzy się z Chrzanowem to może festiwal piwny i konkurs piwowarski? Taki nasz Oktober Feścik. Oczywiście lało by się głównie Tyskie, ale najlepiej w jakiejś wersji festiwalowej, np. Tyskie Chrzanowskie. Kolejna opcja na promocję miasta to festiwal muzyczny, filmowy, literacki, etc. Nie mogą to być festiwale ogólne gdyż ich jest na pęczki i stworzenie nowego nic nie da. Powinny być unikatowe, specjalistyczne. Jeśli filmowy to np. filmów czarnobiałych. Jeśli literacki to tylko poświęcony jednemu gatunkowi lub autorowi. W przypadku muzyki każdy jej rodzaj ma już swoją stolicę. Ale jakby połączyć kilka jej rodzajów w cykl koncertów i zrobić z tego rozpoznawalną serię? Tak jak w skokach narciarskich, oprócz mistrzostwa najbardziej prestiżowy był cykl konkursów – Turniej Czterech Skoczni, inne miasta przechodziły bez echa aż do momentu kiedy wymyśliły one, aby połączyć swoje konkursy i utworzyć nowy cykl. Tak powstał Raw Air czy Planica Seven, w których triumf jest dodatkowym trofeum pożądanym przez zawodników. Tworząc więc cykl np. Trio Festiwalowe 3 Muzyki mielibyśmy dużo większą szansę na powodzenie w promocji niż tworząc samodzielne wydarzenie. Na przykład połączony cykl muzyki poważnej, jazzu i bluesa, albo muzyki dworskiej, ludowej i żydowskiej. Tu muszę dodać, że działa w Chrzanowie festiwal perkusistów Caban Drummer Fest, na którym dopiero będę miał okazję być, nie mogę się więc jeszcze wypowiedzieć, aczkolwiek wydaje się to być bardzo ciekawą inicjatywą.
Co jeszcze? Jakie wydarzenia mają potencjał? Mamy historię o Cabanach i ich tatarskich korzeniach więc może festiwal Tatarski? Mamy dużą społeczność Romów, a kiedyś mieszkał tu Król Cyganów, może więc festiwal romski? Przed wojną prawie połowę mieszkańców Chrzanowa stanowili Żydzi i jest tu ich dobrze zachowany cmentarz więc może festiwal żydowski? Mamy lokalną potrawę Ziemniaki po Cabańsku, może czas na nie? I żeby wszystkich pogodzić będą w dwóch wersjach: z burakiem i bez. A może nasz sport? Mamy sukcesy w piłce ręcznej, ale także w modelarstwie, karate czy szachach. Może poprzez ich sukces jest droga? Wierzę, że któryś z pomysłów będzie dobry. Zatem załóżmy, że znajduje się organizator i tworzy z sukcesem duże wydarzenie, budzimy markę, ludzie przyjechali i co widzą? Czy zapamiętają Chrzanów dobrze i czy wrócą lub polecą nasze miasto jako ciekawe?
Po drugie PRZESTRZEŃ
W ciekawych miejscach robimy zdjęcia, potem oglądają je inni i czasem też chcą w te miejsca pojechać, a potem ich znajomi robią to samo i kolejni. Śmiem twierdzić, że popularność danego miejsca zależy od ilości zdjęć jakie możemy stamtąd przywieźć. Mogą to być zdjęcia papierowe, ale również te na Instagramie i te w naszej głowie, zapamiętane obrazy – wspomnienia.
Przytoczę tutaj przykład Wrocławia, gdzie na rynku są poukrywane małe krasnale. I można się zabawić w ich poszukiwanie, coś jak podchody, do tego przy każdym z nich wypadało by zrobić zdjęcie, no bo każdy inny przecież, no więc finalnie po takim spacerze, mamy 68 zdjęć, bo tyle jest krasnali, no chyba że nie znajdziemy wszystkich to i tak mamy przynajmniej ze 20 zdjęć. Do tego zdjęcia zarysu ogólnego rynku, jakaś kamienica czy wystawa i kilka luźnych selfi, które wrzucamy na internet promując jednocześnie odwiedzone miasto. Jadąc do Krakowa na Rynek no to wiadomo, że zrobimy dużo zdjęć, w Zatorze w parku rozrywki również.
Ile więc ciekawych zdjęć da się wykonać w Chrzanowie?
Byłem niedawno z rodziną na spacerze w parku i do fontanny mój 7 letni syn wrzucił monetę wymyślając uprzednio marzenie. Po czym zapytał czy może nam powiedzieć?
“Moim marzeniem jest, aby Chrzanów był pięknym miastem”. Wzruszające wyznanie w ustach dziecka, które dopiero co się tutaj przeprowadziło. Dało mi to do myślenia. Jego ulubiona gra to SimCity, w której jest się burmistrzem miasta i się nim zarządza, tak by się rozwijało. Patrząc jak dziecko buduje swoje wirtualne miasto i upiększa je różnymi drobiazgami wpadłem na pomysł, aby zrobić tak z Chrzanowem. Wykonałem kilka zwykłych zdjęć miasta i postanowiłem za pomocą komputera spróbować zmienić jego wygląd.
Zastanowiłem się jakie są punkty strategiczne. Jak stworzyć ciekawe pojedyncze widoki, ale też całe przestrzenie. Na tle czego ludzie mogą zrobić sobie zdjęcie?
Oczywiście takie zmiany w rzeczywistym świecie kosztują dużo, dlatego postawiłem głównie na tanie rozwiązania, takie jak farba i porządki. Nie jestem architektem więc proszę moje uwagi traktować jak zabawę z przymróżeniem oka.
Co więc wpływa na wygląd miasta?
Według mnie są to: architektura drogowa i wygląd ulic, obecność sztuki w przestrzeni miejskiej, planowanie kolorystyczne.
1. Architektura drogowa
Obejmuje mosty kolejowe, mosty rzeczne, wiadukty, ronda.
Jak wiadomo Chrzanów to linia kolejowa biegnąca przez miasto i przecinające ją mosty kolejowe. Jest ich 6 więc mamy serię, może stworzyć coś dla nich wspólnego? Ich wygląd to obraz naszego miasta dla wielu przejeżdżających. Wiem, wiem, zaraz jakiś polityk powie mi, że to nie jest w ich obszarze działań, że droga państwowa, powiatowa, linia kolejowa to wcale nie ich własność, itp, itd, słyszymy te ich marne tłumaczenia z przerzucaniem odpowiedzialności od lat. Po drugie mosty to duży koszt, może więc atrapy z drewna stanowiące jedynie nakładki/skórki na istniejące obiekty? Wyobraźmy sobie też tych wszystkich ludzi za oknami pociągów, które widzimy codziennie. Na co oni patrzą? Jak widzą Chrzanów. Czy podziwiają widoki czy idą spać?
Wiadukty. Obok miasta biegnie autostrada i są takie 3 nad nią, które można by pomalować we wzory w naszych rodzimych kolorach. Są 3 kolejne wiadukty pod autostradą, ale to raczej klimatyczne miejsca na kręcenie teledysków, które warto by jedynie uprzątnąć i może stworzyć przestrzeń dla artystów i jest także nasz nowy piękny wiadukt na wjeździe do Chrzanowa nad ulicą Trzebińską, który bardzo wpłynął na wygląd tej części miasta.
Mamy też ronda i jest ich 13 sztuk. Rondo to idealne miejsce na pomnik, rzeźbę lub instalację. Od jakiegoś czasu obserwujemy rotacyjne wystawy rzeźby i instalacji na terenie otwartym z tyłu MOKSiR, wystawy rzeźby w galerii Na Styku, pamiętamy też słynne olbrzymy obejmujące drzewa. Można powiedzieć, że Chrzanów rzeźbą stoi. Może niech miasto stanie się galerią sztuki na swoich rondach? Wtedy przy każdym z nich fotka obowiązkowo.
To co najbardziej najbardziej zwróciło moją uwagę to zupełnie niewidoczne mosty rzeczne. Naliczyłem ich aż 10, aczkolwiek wciąż znajduje małe mostki nad kanałami, które też mają swój urok. To właśnie mosty tworzą klimat takich miast jak Budapeszt, Londyn czy Wrocław. Przypinanie kłódek przez zakochanych, podpisywanie się, wiele zdjęć. Wiadomo, że ichniejsze są wielkie i na dużych rzekach, ale małe mosty też mogą być zjawiskowe. Niekiedy wystarczy sama ozdobna barierka. Nasze mosty są wręcz mikro, ale są i każdy z nich ma potencjał na upiększenie naszego krajobrazu. Do każdego z nich można dorobić jakąś historię, może też nazwać je wg jakiegoś schematu, żeby utworzyły serię? Na przykład każdy z mostów jest innego koloru, lub z innego surowca – to tylko luźne pomysły. Bardzo mi się podoba na przykład nowy „mostek” widokowy nad rzeką Chechło tuż obok jeziora, choć jakość wykonania pozostawia wiele do życzenia. I widać, że wykonawca nie pomyślał o tym, że zakochani właśnie tam, z braku innych opcji, będą przypinać kłódki – świadczy o tym część balustrady wykonana z cienkich stalowych linek, które uginają się już pod ciężarem kilku kłódek.
2. Wygląd ulic
Zrobiłem kilka zdjęć i wypisałem elementy, które można łatwo skorygować, by poprawiły ogólny wizerunek miasta (zdjęcia poniżej). Są to:
naprawione krawężniki i pomalowane na jeden kolor w całym mieście – to mój ulubiony pomysł, jest najprostszy do zrobienia, a wizualnie bardzo zmienia przestrzeń, ja użyłem żółtego, ale niebieski też byłby ciekawy,
wycinanie trawy z pomiędzy płytek i kostek chodnikowych – tutaj natchnęła mnie pani Alicja Molenda w swoim felietonie o tym, że jak wyjeżdża poza Chrzanów to ulice robią się jakieś ładniejsze,
barierki wzdłuż drogi – z tym łatwo przesadzić, widziałem miasta, które powinny zmienić nazwę na Barierów, ale takie w okolicach szkół i instytucji robią dobrą robotę.
kolorowe pasy na przejściach dla pieszych
wyprostowane i oczyszczone znaki drogowe i słupy oświetleniowe – czy na prawdę nasi wykonawcy nie mają poziomicy?
charakterystyczne kosze na śmieci i latarnie – spójne w całym mieście
szklane ekrany dźwiękoszczelne – może je pomalować w półprzezroczyste wzory jak na przykładzie poniżej
usuwanie śmieci, czyszczenie ulic – tutaj dużo wysiłku nie potrzeba
roślinność – muszę przyznać, że tej akurat nam nie brakuje.
Zapraszam na chwilę zabawy i uruchomienie wyobraźni:
Wjazd do centrum – usunięcie reklam, drobne naprawy, malowanie i skoro to jeden z głównych wjazdów to herb i logo obowiązkowo.
Kolorowe pasy i żółte krawężniki, poprawne malowanie dróg.
Niedokładność nowego malowania aż razi w oczy, dodatkowo prostowanie znaku.
Nowy wiadukt – wycięta trawa i malowane krawężniki.
Szklane ekrany dźwiękoszczelne.
Poprawienie nowego malowania pasów, krawężniki i rzeźba.
3. Obecność sztuki w przestrzeni miejskiej
Mamy wiele pustych ścian kamienic, transformatorów, garaży, które aż się proszą o mural lub chociaż o jakiś wzór. Ja pomyślałem nie o klasycznych muralach, ale o namalowanych dużych reprodukcjach największych dzieł malarskich.
Jeśli dołożyć do tego rzeźby na wszystkich niezagospodarowanych dotychczas rondach Chrzanów stałby się szczególną “outdoor’ową” galerią sztuki i warto byłoby po nim pospacerować, a do tego zrobić sobie kilka zdjęć z rzeźbą czy obrazem na ścianie w tle. Facebook, Instagram, oznacz lokacje i mamy kilku widzów, a może i przyszłych naszych gości.
„Wielka fala w Kanagawie” Hokusaia na ścianie kamienicy + malowanie transformatora.
Garaże i sztuka Marcina Maciejowskiego.
Biblioteka na Północy i „Pocałunek” Gustava Klimta.
Stara kamieniczka i „Słoneczniki” Vincenta van Gogha.
Transformator Sztuki (tutaj trochę mnie poniosło;) Ale z drugiej strony czemu nie?
Urząd Miasta i kultowy napis WISŁA zamalowany przez „Gwiaździstą noc” van Gogha
4. Planowanie kolorystyczne
Uważam, że powinien istnieć schemat kolorystyczny miasta, jakaś kombinacja 2-4 kolorów, patrząc na nasz herb widać, że dominują czerwony i żółty. Na dawnej fladze Chrzanowa były niebieski i czerwony, na obecnej żółty, czerwony i niebieski. Może więc któreś z nich? Nie mam na myśli nakazu malowania domów na te kolory, tylko użycie ich na barierkach ochronnych, krawężnikach, mostach, wiaduktach, przystankach, a co najważniejsze na komunikacji miejskiej i taksówkach. Kraków na przykład kojarzy się z niebieskimi tramwajami, Warszawa z czerwonymi, Nowy Jork z żółtymi taksówkami. Środki komunikacji są obecne wszędzie, w każdym możliwym widoku, niech więc go uzupełnią i wzbogacą.
Po trzecie PAMIĄTKI
Tak, nie przywidziało Wam się – pamiątki. Rzecz prozaiczna i banalna wydawać by się mogło. Spójrzmy jednak jak duże dochody właśnie z pamiątek uzyskują takie marki jak Real Madryt czy Los Angeles Lakers. OK, jak zawsze niepotrzebnie porównuję Chrzanów do wielkich miast, ale uważam że te przykłady są skalowalne. Pamiątki to nie tylko dochód z ich sprzedaży, ale właśnie utrwalanie i dalsza promocja marki. Koszulki, szaliki, kubki, magnesy na lodówkę, itp. To wszystko raz kupione wędruje do innych miast z szansą na obudzenie naszej marki w świadomości kolejnych potencjalnych turystów.
—————
Powyższe pomysły są moje i pewnie nie każdy się nimi zachwyci. Mam nadzieję jednak, że pobudziły myślenie i podsunęły własne pomysły. Może ktoś z Was wymyśli wydarzenie, które mogłoby nas wypromować albo znajdzie kolejne sposoby na poprawę wyglądu zewnętrznego Chrzanowa?
Klasyczna infrastruktura i administracja są oczywiście bardzo ważne, ale wierzę że one dostosują się do istniejących warunków. Jeśli miasto staje się popularne to przedsiębiorcy sami widzą okazję w tworzeniu nowych hoteli, restauracji czy atrakcji turystycznych. Natomiast miasto mając większe wpływy z podatków na pewno też będzie nadganiać z rozbudową i renowacją infrastruktury i administracji.
PS. Byłem na Caban Drummer Fest i było fantastycznie, to jest ciekawa impreza, która zasługuje na pełne wsparcie w promocji.
Moja pełna zabawę z malowaniem miasta można obejrzeć na tych filmikach:
Jakiś czas temu chciałem kręcić reklamy i zanim mi przeszło zrobiłem takie demo na próbę.
Siedząc na planie jakiejś fabuły, nudząc się w oczekiwaniu na ujęcie wyjąłem notes i naszkicowałem prostą historię:
Następnie storyboard ten zobrazowałem w formie „komiksu” opartego na zdjęciach z internetu.
A oto i on:
3. ANIMATIK
Kolejnym etapem było przygotowanie animatika/prewizu czyli filmiku w formie brudnopisu na bazie filmów znalezionych na internecie.
4. SHOOTING BOARD
Taki animatik pozwolił określić tempo montażu, dobrać mniej więcej ujęcia i ich kierunki.
Kolejnym etapem była praca z operatorem Bartkiem Sienkiewiczem. Wspólnie, po wizycie na lokacjach, zmierzeniu drogi słońca, rozrysowaliśmy shooting-board:
==================================
5. KOLORY i GRAFIKA
Następnie dobrałem schemat kolorów i zaprojektowałem grafikę.
6. PLAN PRACY
================================== Zdjęcia zostały zaplanowane i zostało się tylko wziąć do roboty:
W Warszawskiej Szkole Filmowej na zajęciach u Macieja Ślesickiego dostałem zadanie, aby zrobić film, który będzie trwał dokładnie 2 minuty (co do sekundy), a jego tematem ma być… tutaj Pan Maciej trochę się zawahał, po czym palnął: jabłko, ręka, nóż.
Co to za pomylony temat pomyślałem, no ale cóż, trzeba zaliczyć:)
Oto jak podszedłem do tematu.
Myślałem nad tym trochę, ale wreszcie wpadło. I co dziwne nie napisałem nawet scenariusza, tylko wyobraziłem sobie wszystko w głowie i zacząłem od rysowania storyboarda.
Pomysł był taki:
Podejrzany typ krąży po osiedlu z nożem. Widzi, że na niebie co chwilę przelatuje jakbłko. Poluje na nie rzucając nożem. Ustrzelone jabłka zbiera do koszyka i zanosi do atrakcyjnej sąsiadki. Ona płaci mu za nie, ale on to robi dla pocałunku w ręke, o który zawsze się upomina. Okazuje się, że sąsiadka tymi jabłkami, zamiast piłek, trenuje z dzieckiem grę w baseball’a. Na wzmocnienie absurdu kij jest dmuchany. Wybijane jabłka wylatują przez okno, a nasz „myśliwy” poluję dalej.
A jako, że rysownik ze mnie kiepski to efekt był następujący.
==========================================
==========================================
No i teraz zostało tylko przygotować listę ujęć i całość nakręcić.
Nie miałem opcji, aby zaangażować aktorów więc musiałem wystąpić osobiście wraz z moją rodzinką. Mój kolega operator zaoferował mi pomoc i w jedno niedzielne przedpołudnie przystąpiliśmy do akcji. Nie użyliśmy żadnych świateł gdyż całość traktowałem tylko jako ćwiczenie i chciałem to zrobić szybko i bezboleśnie:)
Użyliśmy kamery Canon C100 i obiektywów Canon Sigma.
A oto efekt naszej pracy:
==========================================
==========================================
PS. Ciekawostki
– Ludzie wyprowadzający psy pod moim blokiem bardzo dziwnie się patrzyli na podejrzanego typa w przeciwdeszczowej pelerynie chodzącego z nożem tam i z powrotem.
– Mój syn Borys pierwszy raz widział kij do baseballa i tylko jeden jedyny raz machnął nim, a my to akurat kręciliśmy, potem już nie chciał go nawet trzymać w rękach. Jak się dobrze przyjrzycie to widać, że nawet nie trafia rzuconego jabłka, ale efekt dźwiękowy i natychmiastowe cięcie sprawiają, że wygląda jakby trafił.
– Jabłko uderzone kijem nawet nie jest jabłkiem, można dojrzeć, że jest to plastikowa piłeczka. No ale kto w tym ujęciu patrzy na piłkę?;)
– Ujęcie z pocałowaniem ręki nie było pierwotnie zaplanowane, wyszło w trakcie pracy, a potem okazało się kluczowe. Można powiedzieć, że zmieniło wydźwięk filmu gdyż motywacją bohatera okazał się pocałunek, a nie pieniądze.
– Do filmu zużyłem 8,5 kilo jabłek. Było później dużo szarlotki:)))
– Bohater miał mieć żółte gumiaki, ale nie udało się kupić;(
Czy myślałeś kiedyś ile jest sposobów na zjedzenie Delicji? Czy wogóle się czasem zastanawiasz…?
Co to jest natręctwo? Może to unikalny sposób na życie?
Normalny obraz normalnego człowieka, w którym przenośnie drażnią, a nie widzieć tego filmu to jak… nie widzieć.
==========================
Kolejna etiuda wykonana podczas studiów w Warszawskiej Szkole Filmowej. Zadany przez Andrzeja Wolfa temat to „portret we wnętrzu”. Zajrzałem więc do siebie głęboko i wyszło co wyszło;)
Do produkcji użyłem Canona 550D i obiektywu „rybie oko” który nawet nie wiem jak się nazywa, jakiś noname, kupiłem go kiedyś w Londynie do klipu dla Inner Circuit – https://www.youtube.com/watch?v=tiQjNxkJBh0
Okazało się, że obiektyw ten da się rozkręcić i jego połowka tworzy drugi obiektyw typu makro. Wspomagałem się również lupą, zakupioną do poprzedniej etiudy „Sąsiad” – https://www.youtube.com/watch?v=LlRVSS87IiQ
Większość filmu kręciłem w ciasnym kącie w kuchni, zmieniałem tylko tło używając różnych podkładek pod jedzenie rodem z Biedronki;))) No i oczywiście wyszedłem przed blok i do ubikacji. W każdym bądź razie film ten powstał w baaaardzo partyzanckich warunkach, a mimo to jestem z niego najbardziej dumny.
I jeszcze pytanko do widzów – czy uważacie, że powinienem z filmami iść w tym kierunku czy w bardziej fabularny klimat się kierować?
===========================
A oto jak wyglądał oryginalny scenariusz:
„Jestem normalny”
BLOK
Dawno dawno temu, za siedmioma górami za siedmioma morzami był sobie blok.
KLATKA KLAMKA
A w jego wnętrzu było sobie mieszkanie.
MIESZKANIE KLAMKA
A w jego wnętrzu był sobie pokój.
DRZWI OD POKOJU KLAMKA
A w jego wnętrzu była sobie szafa.
DRZWI OD SZAFY
A w jej wnętrzu byłem ja
NA CZARNYM TLE SIEDZI BOHATER Z OPASKĄ NA OCZACH
Ja przez duże Jot.
ZBLIŻENIE TWARZY – ZOOM DO OCZU
A w moim wnętrzu są organy
a w organach komórki
w komórkach atomy
w atomach jadra
w jadrach protony,
w protonach kwarki
w kwarkach struny
a w strunach baaaardzo!
– Jestem normalny.
MONTAŻ: PIENIĄDZE, KLUCZE, WINDA, PACZKA PALUSZKÓW.
2 PALUSZKI ZŁĄCZONE
Nigdy nie je się jednego. Zawsze trzeba jeść dwa.
SIEKANIE PALUSZKA
Siekam je równo na centymetrowe kawałki gromadząc całość w lewym policzku.
POLICZEK, GRYZIENIE
Z każdej pary paluszków powstają średnio 24 kawałki. Następnie każdy z nich pojedynczo wyciągam językiem i siekaczami delikatnie przecinam na pół wzdłuż jego osi, następnie umieszczam przy prawym policzku. Po chwili mam tam ok połówek
USTA I PROCES SIEKANIA I SEGREGOWANIA
I dopiero wtedy przechodzę do finału. Wszystkie razem ponownie trafiają na środek i zostają doszczętnie zmiażdżone. Zmiękczone przez ślinę uwalniają z siebie kwintesencje smaku.
USTA JEDZĄ
To jest normalne
NA CZARNYM TLE SIEDZI BOHATER Z KILKOMA PARAMI OKULARÓW NA TWARZY
Czy myślałeś kiedyś o ilości sposobów na zjedzenie delicji? Czy zacząć od czekolady czy od biszkopta no i kiedy zjeść galaretkę?
DELICJA I PO-KLATKOWA ANIMACJA JEJ SKŁADOWYCH
A jak jecie żelki Haribo to co pierwsze odgryzacie misiowi?
CMENTARZ MIŚKÓW HARIBO
To jest normalne
NA CZARNYM TLE SIEDZI BOHATER Z CHUSTĄ NA TWARZY I CZAPKĄ NA GŁOWIE
Najbardziej nie lubię rzeczy, których nie lubię
WYRYWANIE WŁOSA Z NOSA
Mój nos nie lubi włosów
NITKOWANIE ZĘBÓW
Moje zęby nie lubią osadu
OBCINANIE PAZNOKCIA
Moje paznokcie nie lubią długości
DEPILACJA BRWI
Moje brwi nie lubią… innych brwi
TRAFIANIE W JODEŁKĘ
Moje stopy nie lubią krawędzi
UNIKANIE PRZERW W PŁYTKACH CHODNIKOWYCH
Moje stopy bardzo nie lubią krawędzi
KULKA NA BLUZIE
A ja … ja nie lubię kulek
WYRYWANIE KULEK ZE SWETRA
Kulki, przekleństwo
WYRYWANIE KULEK Z KOSZULKI
Mogę tak cały dzień
WYRYWANIE KULEK ZE SKARPETEK
MONTAŻ: KULKI NA WIELU TKANINACH, STRZELANIE Z KULKI, ROŚNIE KUPKA KULEK, GOLARKA DO KULEK
Po prostu nie lubię kulek.
MONTAŻ: ROZRYWANIE KORALI, ZESKROBYWANIE LOGO TVN, PRZEBIJANIE PIŁKI NOŻEM, STRZELANIE Z PISTOLETU KULKOWEGO DO UBIKACJI
To jest normalne.
NA CZARNYM TLE SIEDZI BOHATER Z LATARKAMI ZAMIAST OCZU
Jestem normalny, a drugi po mnie jest przy mnie nienormalny
MONTAŻ: SCREENY ZE WSZYSTKICH SCENEK OD KOŃCA W CORAZ SZYBSZYM TEMPIE, ZAWIESZAJĄ SIĘ NA SZAFIE JAKBY ZACIĘŁA SIĘ TAŚMA.